„Miłość do dzieci jako taka nie istnieje!” – twierdzi słynny białoruski psychoterapeuta i pediatra dr Andrey Metelsky, znany naszym czytelnikom ze swoich niestandardowych wypowiedzi na inne tematy życiowe. W dzisiejszym numerze „Doktor” proponujemy Państwu tylko najważniejsze momenty w tłumaczeniu z jego wywiadu dotyczącego stosunku rodziców do własnych dzieci. Zauważ, że ta rozmowa jest dość niezwykła, a nawet przerażająca, ale mamy nadzieję, że będzie przydatna
Doktorze Metelsky, zacznijmy od najważniejszej rzeczy. Czy naprawdę okaleczamy nasze dzieci naszą nadmierną miłością?
- Obawiam się, że rodzicom trudno będzie zaakceptować to, co mam do powiedzenia, będzie to dla nich nieprzyjemne. Prawda jest taka, że to, co czujemy do naszych dzieci przez całe życie, to miłość… Rodzice nie kochają dziecka, rodzice kochają w nich samych siebie. Każdy próbuje urzeczywistnić swoje dziecko w obszarze, w którym mu się nie udało… Aby pokochać swoje dziecko, musisz najpierw nauczyć się kochać siebie. To dość banalna fraza, ale większość ludzi jej nie rozumie… Kochać siebie to znaczy mieć jasną świadomość swoich potrzeb, bez zastępowania ich namiastkami i nałogami… Jeśli kocham siebie, niczego mi nie potrzeba …
I jeszcze jeden nieprzyjemny fakt: dzieci rodzą się z jednej motywacji - strachu przed śmiercią. Gdybyśmy byli nieśmiertelni, raczej nie byłoby rodzin i dzieci. Czemu? Bo wtedy nie byłoby sensu szukać kogoś, kto nas rozumie, ani myśleć o „śladzie, który zostawiliśmy”. Tak więc rodzimy dzieci, aby w nich trwać, aby uzyskać surogat nieśmiertelności. Właśnie dlatego zaczynamy „kochać” synów i córki wbrew ich woli: wysyłać ich w niekończące się, zupełnie dla nich niepotrzebne kręgi i sekcje, torturować ich z całkowitą kontrolą. I podobno chcemy, żeby odnieśli sukces, ale ostatecznie tak nie jest. Bo jeśli patrzymy bezstronnie, staramy się zastąpić nasze poglądy ich wyjątkowym życiem. Nie możemy przyznać się przed sobą, że syn czy córka to zupełnie inni ludzie i rozpaczliwie pragniemy widzieć ich jako przedłużenie nas samych. Jesteśmy gotowi sparaliżować całe dalsze przeznaczenie dziecka, choćby i tylko trochę, aby kontynuować egzystencję naszej planety jako jednostek.
A co z instynktem macierzyńskim, serce matki boli jej dziecko?
- Dokładnie o tym mówię. Nie myślisz o swoim synu, ale o swoim chorym sercu. A ty próbujesz zdefiniować jego życie. Rodzice uważają, że najlepiej wiedzą, czego potrzebuje dziecko. Ale tak nie jest. Każde dziecko rodzi się jako osobna osoba, ma swoją misję na tej ziemi, swoje przeznaczenie. Nie możemy znać tej misji, ale
wytrwale „edukujemy” dziecko
To nonsens! Miłość do dziecka należy rozumieć jako szacunek. Szanuję każdą jego decyzję. Tak, mogę założyć, że ta jego decyzja może prowadzić do złych konsekwencji i będę go o tym ostrzegać.
Jeśli dziecko powie: „Mam dość chodzenia do szkoły, nie chcę już tam chodzić”?
- Niech nie odchodzi.
Czy możesz sobie wyobrazić, jakie byłyby tego konsekwencje?
- Miałem takich nastoletnich pacjentów… Tylko jeden przykład: chłopiec nie chciał chodzić do szkoły i ostatecznie jego matka zgodziła się zostać w domu, ale wziąć odpowiedzialność za własne życie. Tego samego dnia opuścił szkołę, tydzień później zaczął pracę, a miesiąc później z własnej woli zapisał się do szkoły wieczorowej. Zaczął zarabiać mniej więcej dobrze, wieczorem stał się znakomity, a teraz jest znanym reżyserem w Moskwie. Zostawili odpowiedzialność za jego życie w jego własnych rękach, a on zbudował je tak, jak chciał…
Tzn. Czy rodzice łudzą się myśląc, że mogą działać jako „czynnik utrzymujący”?
- Zapewniam: jeśli dziecko jest szanowane i rozumiane, mając prawo do własnego rozwoju, zawsze wyrasta na pomysłowe, kreatywne, elastyczne. Mądry rodzic musi być bardzo ostrożny, uważać na to, czego chce dziecko… Psychologiczny świat dzieci to ciekawa rzecz. Powiem ci nawet, że zjawy lub nieistniejący przyjaciele, z którymi się komunikuje, są dalekie od bzdur. I kategorycznie stwierdzamy, że czegoś takiego nie ma. Bo dziecko dzięki tym „fantomom” metaforycznie się rozwija, edukuje, pozbywa się części swoich lęków…
Czy ten szacunek dla jego wyboru prędzej czy później nie zmieni się w „wszystko jest dozwolone”?
- W psychologii istnieją koncepcje odniesienia wewnętrznego i zewnętrznego - są to polaryzacje, które wbudowujemy w nasz system wartości, który wpływa na nas z zewnątrz. Dziecko musi być nauczone wewnętrznego odniesienia. Zbierając informacje z zewnątrz, musi umieć podejmować samodzielne decyzje. Może
aby nauczyć się tego tylko w praktyce,
poczucie wolności… Wewnętrzne odniesienie pomaga nawet zachować zdrowie. Konkretny przykład: epidemia grypy zwykle rozpoczyna się tydzień po ogłoszeniu preparatów przeciwgrypowych w gazetach i telewizji. I to właśnie ludzie bez wewnętrznego odniesienia, zaznajomieni z objawami, dostrajają się do nich i pojawia się w nich choroba… Wewnętrzna wolność oczywiście musi mieć pewne granice… Trzeba to dziecku wytłumaczyć że jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. Tj. na zasadzie: „Rób to, co lubisz, nie przeszkadzając innym”.
Jakie inne błędy popełniamy jako rodzice?
- Rodzice często rozmawiają z dziećmi o problemach z komunikacją, zamiast rozmawiać z nimi samymi. Moje stanowisko w tej sprawie jest jasne: z dzieckiem należy rozmawiać jak równy z równym od pierwszych minut jego życia. Czy wiesz, skąd dzieci wiedzą, że są kochane? Tylko w jeden sposób - oczami. Jak często komunikujesz się z dziećmi, patrzysz im w oczy? O jakiej równości i wzajemnej pomocy powinniśmy wtedy mówić? Dlaczego później dziwisz się, że dziecko cię nie słucha? Patrzysz im w oczy tylko wtedy, gdy z nimi walczysz! Dlatego na ulicach spotykamy ludzi, którzy nie chcą spotykać spojrzenia drugiej osoby, to pochodzi z dzieciństwa. Ze strachu, że zostaniesz wyeksponowany, że zostaniesz zbesztany… Dlatego, gdy Twoje dziecko o coś prosi, zostaw wszystko inne, pochyl się do jego poziomu, spójrz mu w oczy, posłuchaj go i wyjaśnij. W tej chwili nic innego nie powinno dla ciebie istnieć. W ten sposób na przykład wyleczyłem 80 procent jąkających się dzieci. Jąkanie nie wynika ze strachu, jak mówią babcie, które biorą pieniądze, aby je „leczyć”. Jąkanie jest konsekwencją niezadowolenia dziecka z komunikacji. Chce wyrazić to, co go dotyczy, ale nie jest słuchane. Stara się więc mówić coraz szybciej, by wreszcie być słyszanym, a jego aparat mowy nie jest jeszcze uformowany. I zaczyna się jąkać…
O jakim rodzaju miłości do dziecka mówimy, skoro nie szanujemy jego opinii,
jego myśli, jego świat?!
Jestem przekonany, że każda choroba jest okazją do zadania sobie pytań: "Czego nie robię dobrze?" Co się dzieje w naszym związku?” W większości przypadków dzieci są zdrowe i silne, ale „chorują” przede wszystkim z powodu problemów psychicznych… Myślę, że w większości przypadków to rodzice potrzebują pomocy psychiatrycznej, a nie dzieci. Najczęściej wystarczy skorygować zachowanie rodziców.
Czy rodzic może spojrzeć bezstronnie na swoje zachowanie i poprawić się, naprawić?
- Oczywiście, że nie. Idealnym rozwiązaniem jest współpraca ze specjalistą. Alternatywnie: zasięgnij porady osoby, która zdobyła Twoje zaufanie, która wie, jak komunikować się z własnymi dziećmi.
W jakim stopniu przedszkola i szkoły pomagają w wychowaniu dzieci?
- Wcale nie pomagają. My - rodzice, wychowawcy i nauczyciele, od dawna byliśmy zdezorientowani i zapomnieliśmy o dwóch prostych rzeczach. Szkoła i przedszkole uczą, rodzina wychowuje. Te dwie sfery nie powinny się w żaden sposób przecinać. Osobiście jestem przekonany, że szkoła nie ma prawa kształcić twojego dziecka, a ty nie musisz odrabiać jego pracy domowej. Zrobiłem to z synem, wycofałem się z treningu i okazało się to bardzo przydatne. Początkowo nauczyciele byli zszokowani taką pozycją, ale bardzo szybko zdali sobie sprawę, że się nie wycofam. Oczywiście nie mówię, że powinniśmy być całkowicie obojętni na to, co dzieje się z naszym dzieckiem w szkole. Jeśli poprosi o pomoc w odrabianiu lekcji, pomogę mu. Ale tylko jeśli mnie o to poprosisz… Myślę, że powinieneś też chodzić na spotkania rodziców z dziećmi, dyskutować z nimi o wszystkim… Szkoła i przedszkole, oprócz edukacji, pełnią po części inną funkcję - socjalizację dzieci…
Rodzice zwykle boją się, że dziecko wpadnie w złe towarzystwo, a następnie - narkotyki, czyny przestępcze. Jakiej rady praktycznej udzieliłbyś, aby zmniejszyć to ryzyko?
- Jeśli pojawią się takie pytania, już udusiłeś swoje dziecko, całkowicie stłumiłeś jego osobowość. Jak powiedziałem na początku, jeśli byłeś w stanie kultywować wewnętrzne odniesienie, tj. wewnętrzna wolność w twoim dziecku, będzie liderem w każdej firmie. I nie będzie niebezpieczeństwa, że ktokolwiek w jakikolwiek sposób na niego wpłynie. Jeśli brakuje tego wewnętrznego odniesienia, jedyne, co mogę zaoferować, to sesje z profesjonalistami. Musisz nauczyć się dawać swojemu dziecku odpowiedzialność za jego życie. I moim zdaniem wtedy wszystko się normalizuje: syn lub córka zaczną myśleć o konsekwencjach, a potem sami wyjdą ze złego towarzystwa. Pamiętaj, że narkotyki pojawiają się w życiu dziecka, gdy w rodzinie brakuje wzajemnego szacunku i dochodzi do prób całkowitej kontroli ze strony rodziców. Nie na próżno handlarze narkotyków szukają właśnie takich problematycznych dzieci. Tam - w firmie farmaceutycznej i sekcie, mówią mu: „Tutaj akceptujemy cię takim, jakim jesteś”…