Antonio Ugrinsky: Nie widzę jednym okiem – pracuję z dziećmi chorymi na raka

Spisu treści:

Antonio Ugrinsky: Nie widzę jednym okiem – pracuję z dziećmi chorymi na raka
Antonio Ugrinsky: Nie widzę jednym okiem – pracuję z dziećmi chorymi na raka
Anonim

Nasze ulubione bajki dla dzieci zawsze zaczynają się od… dawno temu… Jednak dzisiaj opowiemy Wam bajkę w nowoczesnym wydaniu - o Piotrze, położniku-ginekologu, Antonio, aktorze w Teatrze Dramatycznym w Warnie i Rumen, aktor, jeden z "mistrzów powietrza" - przedstawiamy Wam rodzinę Ugrinsky.

Przez wiele lat Antonio i Rumen nie podejrzewali, że mają starszego brata. Rumen słyszał o doktorze Petarze Ugryńskim, ale zawsze kojarzył go ze swoim ojcem. A Antonio rozumie, kiedy ich ojciec, dr Georgi Ugrinski, zanim opuści ten świat, mówi mu, jak się sprawy mają. Po wystarczającej ilości czasu spędzonego na myśleniu o tym, jak i co dokładnie zrobić, Antonio umawia się na spotkanie z Piotrem.

I to jest początek współczesnej baśni bułgarskiej „Trzej Bracia”. Do dziś żyją szczęśliwie i razem, pomagają sobie w każdy możliwy sposób, widują się przy okazji i bez okazji. Nieświadomi, że istnieją na tym świecie, teraz trzej bracia rodziny Ugrinsky są nierozłączni.

Ale kiedy zapytasz ich, który z nich był "szaloną głową", wszystkie trzy są kategoryczne: - Antonio.

„Wymyślał wszystkie możliwe wybryki, przeprowadzał je z zapałem i ambicją, aby wyszły tak dobrze, jak widzieliśmy je w filmie”, dodaje Rumen.

Antonio ponownie wykonał "lot" ze spadochronem z piątego piętra. „Szalona Głowa” wymyśliła też sposób na kradzież ampułek z lekami ojca, dr Georgi Ugrinski. Oto, co 54-letni Antonio, środkowy brat, aktor Teatru Dramatycznego w Warnie, podzielił się z „Doktorem” o swoim życiu, przeznaczeniu, pięknie i pracy.

Antonio, skąd wzięło się twoje nazwisko?

- Jeśli chodzi o nasze nazwisko, nie zbadałem jeszcze szczegółowo, skąd ono pochodzi. Niewiele wiem, że jest polskiego pochodzenia. Ale nie mamy w rodzinie Polaków, nie wiem, jak staliśmy się Ugrińskim. Tylko Rumen urodził się w Błagojewgradzie, a nasza rodzina przeniosła się do macedońskiego miasta, ponieważ nasz ojciec, dr Georgi Ugrinski, psychiatra i lekarz sądowy, został przydzielony do pracy w szpitalu w Błagojewgradzie. I tak staliśmy się jednym z „innych” Sofijczyków – tych, którzy opuszczają wielkie miasto.

Dlaczego mieszkasz i pracujesz w Warnie?

- Kiedy wyszłam za mąż, musiałam wybrać - pracę lub rodzinę. I wybrałem Irinę. W sylwestra, 1 stycznia, 27 lat temu, dała mi pięknego syna Aleksandra, który jest moją dumą rodzinną. Nasz chłopak jest absolwentem UNSS, jest producentem, pracuje też w mediach, w dziale sportowym. Mieszkał w Sofii, ale codziennie się słyszymy, często się widujemy.

Ty i Rumen jesteście bardzo szczęśliwi, że znaleźliście swojego ojca…

- Kiedy tata powiedział mi o naszym bracie Peterze, zdecydowałam, że nie ma się po co kręcić i umówiłam się z nim na spotkanie. Martwiłem się, jak z nim rozmawiać - z "ty" lub "ty"… Przede mną stał mężczyzna, który wygląda bardzo podobnie do naszego ojca -

jego postawa, jego zachowanie, jego chód. To nie do opisania - ale nie mogłem tego winić. Postanowiliśmy, że chociaż była dopiero 10 rano, wypijmy każdy dla odbicia, żeby "rozwiązać" języki. I nie był to błąd – do dziś kłócimy się we trójkę przez siebie, ale Peter szybko porządkuje. Okazało się, że Peter jako pierwszy się o nas dowiedział i zobaczył mnie na plakacie teatralnym! Umówiliśmy się na spotkanie w domu Rumena, ale pojawił się nowy problem - musiałam mu wytłumaczyć kim był Peter. Dr Petar Ugryński jest naszym najstarszym bratem, naszym ojcem. Jest kierownikiem oddziału patologicznej ciąży w Drugim Szpitalu Miejskim w Sofii.

Twoi bracia mówią, że byłeś „szaloną głową”…

- Ponieważ wymyśliłem wszystkie możliwe wybryki, przeprowadziłem je z zapałem i ambicją, aby wypaść tak dobrze, jak widzieliśmy je w filmie.

Zrobiłem straszne gówno. Wyjąłem ampułki z torby ratunkowej mojego ojca i wrzuciłem je do ognia - robiły wielki hałas. Obu nie widziałem już jednym okiem i lubiłem patrzeć, jak grzmią. Skoczyłem z ręcznie robionym spadochronem z 5 piętra - niżej. Dobrze, że był człowiek, który wywrócił mnie do góry nogami i potrząsnął - żeby moje części pasowały.

Sprawa wioślarza była bardzo paskudna. Patrzę na to schylam się, coś kręci się od dołu i postanowiłem położyć się pod nim żeby zobaczyć co to jest. W ogóle nie widziałem jak samochód rusza, w pewnym momencie po prostu się przewróciłem i jedna opona przejechała gdzie byłem wcześniej.

Kierowca w środku był martwy…

Oszołomiony, nie mogę mówić. A ja wyszedłem spod ciężarówki i zapytałem go: „Co się stało, człowieku? Dlaczego nie prowadzisz ciężarówki?”. Mały, mój ojciec też przybiegł. Dotyka mnie tu, tam, czy to boli - nawet się nie bałam.

Czy jest na tobie coś zdrowego?

- Czego nie złamałem - nogę, rękę, głowę - wszystko od psikusów. Wigwamy, kowbojskie akrobacje – próbowałem wszystkiego, co sobie wyobrażałem i widziałem w filmach. Jeździłem na nartach, otrząsałem się, zrezygnowałem z nich. Organizowaliśmy dziwne zabawy, w tym ucztowanie na obcych jajach, oczywiście kurach. Ja i moi przyjaciele puszczaliśmy dym w cukierni i przywieźliśmy do niej koty - kobieta zaniemówiła, gdy je tam zobaczyła. Dlatego mam na sobie dużo szwów - z moich wybryków.

Czy byłeś chory?

- Nawet teraz jestem chory, leczę się w domu. Z jednym okiem nie czułem się dobrze od dziecka, po chwili straciłem z nim całkowicie wzrok. Teraz z wielką miłością opiekuję się chorymi dziećmi. I nie tylko oni – staram się pocieszyć marszczących brwi ludzi. Błazeństwa wyszły ze mnie, w ogóle nie sądziłem, że mogę oślepnąć. Teraz bardzo lubię czytać, słuchać muzyki klasycznej, tak odpoczywam po całym dniu w psychiatrii, jeśli kiedykolwiek byłem.

Pracujesz w szwajcarskim programie z dziećmi chorymi na raka. Ile Cię to kosztuje?

- W dużej mierze - emocje. Jest mi bardzo ciężko, ciężko się utrzymać - widzisz jak walczą, są związani przewodami, systemami - to straszne, jeśli twoje dzieci zachorują. Teraz rzadziej chodzę do dzieci chorych na raka, jestem bardziej zajęta innymi. Żal mi, jak zakładają prawników, płaczą - a ja z nimi… Nie żartuję - w tym wieku płacze się tylko z żalu! Uwielbiam dawać im nadzieję, widzieć ich uśmiech!

Zalecana: